Zapewne wszyscy pamiętamy kontrowersję, wzbudzoną w Kościele na świecie i w naszym kraju przez tzw. "Toronto Blessing". Było to tzw. "potężne wylanie Ducha na Kościół Dni Ostatecznych", które oficjalnie nastąpiło w styczniu 1994 r., czyli już niemal 10 lat temu. A ponieważ miało ono miejsce w Toronto Airport Christian Fellowship (TACF), gdzie przywódcą jest pastor byłego zboru Vineyard John Arnott, ruch ten został przez kogoś nazwany "Toronto Blessing" - czyli w skrócie "TB".
Oczywiście to wspaniale, że Pan wylewa swego Ducha na "wszelkie ciało" (chodzi tu, rzecz jasna, o ludzi wierzących), jak to zostało zapoczątkowane w dniu Pięćdziesiątnicy niemal 2000 lat temu. Jednak kontrowersje wśród zielonoświątkowców były spowodowane nie tyle faktem, iż Bóg nadal zsyła swego Ducha, lecz pytaniem, czy aby duch działający w Toronto w istocie był Duchem Bożym. Istniały konkretne powody, by w to wątpić i nie iść na oślep za czymś, co być może wcale nie pochodzi od Boga, a raczej bardziej przypomina praktyki charakterystyczne dla okultyzmu i religii Wschodu. Mowa tu m.in. o atakach histerycznego, niepohamowanego śmiechu (lub płaczu), o stanie "upojenia w duchu" polegającym na utracie wszelkiej kontroli nad ciałem i mową do tego stopnia, że np. niektórzy pastorzy i kaznodzieje nie mogą dzielić się Słowem ani nauczać podczas nabożeństw, a zamiast tego leżą w amoku na podium, wydając dziwne dźwięki [por. Iz. 29:9-10; Jer. 51:38-39 itd.]. Zborownicy nie mogą sami siadać za kierownicą, by wrócić do domu, gdyż znajdują się w stanie upojenia i niepoczytalności (jakie świadectwo wydają wobec świata?), nie mówiąc już o notorycznym wydawaniu przez uczestników tego typu nabożeństw zwierzęcych odgłosów (np. świni, psa, lwa, koguta itp.), które rzekomo mają "prorocze znaczenie dla Kościoła", a tak naprawdę w przeszłości - nawet w zborach sieci Vineyard - były słusznie kojarzone z opętaniem demonicznym i koniecznością modlitwy o uwolnienie.
Tego rodzaju reakcje psycho-fizyczne są dobrze znane ludziom propagującym tzw. "moc kundalini" ["moc węża"] w okultyzmie czy poprzez uprawianie jogi i innych form medytacji w religiach Wschodu. Powszechnie znany jest fakt, że uczniowie dotknięci w czoło przez swoich guru [praktyka zwana w hinduizmie "shakti pat"] doznają dokładnie tych przeżyć, co chrześcijanie w Toronto. Zresztą, dotyk guru nie jest nawet konieczny - wystarczy wielkie pragnienie i otwarcie się na to przeżycie, by nawet na odległość doświadczyli oni "wyzwolenia się mocy węża" we własnym ciele, podczas gdy ich duchowy nauczyciel przekazuje im tę energię słowami lub gestem ręki.
W ostatnich kilku latach mniej słychać o Toronto (może z wyjątkiem "cudów złota" czyli tzw. "złotych zębów" lub złotego pyłu pojawiającego się podczas nabożeństw); pojawiły się za to nowe "duchowe fenomeny" i tzw. "ruchy przebudzeniowe" w innych rejonach świata. Jednak zbór w Toronto [TACF] nadal co roku organizuje wiele konferencji i stara się przyciągnąć jak największą liczbę "duchowych turystów", spragnionych przeżycia czegoś nowego i "odświeżającego".
Niedawno trafiło do moich rąk interesujące świadectwo człowieka, który jak najbardziej jest zwolennikiem przebudzenia tzw. "Trzeciej Fali" i absolutnie nie chce krytykować niczego, co - jego zdaniem - jest dziełem Bożym. Sam pojechał do Toronto, aby po raz kolejny przyjąć to sławetne "nowe namaszczenie", za którym ugania się tak wielu charyzmatyków pozbawionych solidnej znajomości Biblii [to juz temat na osobny artykuł - tymczasem patrz I Jana 2:24-27].
Ciekawe spostrzeżenia, którymi się podzielił w internecie, zrodziły się po ostatniej konferencji w Toronto pod hasłem "Catch the Fire" ("Złap ogień"). Przytaczamy fragmenty jego świadectwa, którego całość można przeczytać pod adresem: www.livingtree.org/toronto.html
Relacja uczestnika konferencji "Złap ogień"
w Toronto Airport Christian Fellowship, październik 2002
Larry A. Magnello, napisane 5 października 2002
"(...) Nazajutrz poszedłem na nabożeństwo w TACF (zbór przy lotnisku w Toronto) i zobaczyłem tam wielu rozczarowanych ludzi, którzy nie otrzymali żadnego namaszczenia. Sam też nie doświadczyłem w tym zborze nawet namiastki obecności Bożej (...) Nie widziałem, ani nie czułem działania Ducha Świętego. Nie odczuwałem też obecności demonicznej; po prostu zgromadziła się grupa ludzi pragnących dotknięcia Jezusa i chociaż wszyscy wyszli po modlitwę z nałożeniem rąk, nie otrzymali jednak Ducha Świętego, ani niczego szczególnego.
Ludzie ze zboru w Toronto nie posiadają już Bożego namaszczenia. Jakiś czas temu Bóg nawiedził to miejsce, ale w ostatnich latach Pan widocznie przestał ich obdarzać swoim błogosławieństwem. Po prostu już Go tam nie ma.
Jeśli chodzi o siostry usługujące podczas tej konferencji, to głównie się trzęsły, wyginały i wykrzykiwały: Ohhh! Ooooszszsz! Podczas większej części ich usługi, która nawet w ogóle nie była związana z Biblią, zastanawiałem się co zrobiłby Jezus podczas służby na ziemi, gdyby nigdy nie dzielił się Słowem Bożym, lecz trząsł się, wyginał i wydawał z siebie dziwne odgłosy: hoooooo! sluuuuuuuusz! Tak było przez cały czas. Brenda Kilpatrick [żona pastora z Pensacoli - przyp. tłum.] robiła to samo, a poza tym dobywały się z niej jakieś inne dźwięki, które brzmiały demonicznie - momentami przemawiała męskim głosem.
Byłem rozczarowany tym, co zobaczyłem w Toronto. Każą ludziom płacić po 105 dolarów za uczestnictwo w konferencji sugerując, że Boży Ogień jest tam cały czas obecny i zostanie "rozdany" przyjeżdżającym - tak jak to było z "Toronto Blessing" kilka lat temu, ale dzisiaj nic z tego "wylania Ducha"' nie zostało.
Nie mam zamiaru tam wracać i nie polecam tego nikomu - stracicie tylko pieniądze i bardzo się zawiedziecie.
Na konferencję przyleciało ok. 3 tysiące ludzi, którzy tylko się rozczarowali, że Bóg nie wylał na nich swego namaszczenia. Zapłacili tyle pieniędzy, wzięli urlopy... i wszystko na nic.
Zwróciłem uwagę na fakt, że pierwsze rzędy, na które skierowane były kamery filmujące całą konferencję, zajmowali zborownicy TACF - zaś goście przyjezdni siedzący z daleka od kamer nie chwalili Boga tak głośno. 12 pierwszych rzędów było zarezerwowane dla ważnych osób, ale nie dla uczestników konferencji.
Później, podczas oglądania transmisji internetowej, można było zauważyć, że osoby siedzące na dobrych miejscach i filmowane przez kamery należą do zboru w Toronto lub są studentami w ich szkole dla usługujących. Nigdy nie pokazuje się całej prawdy na temat tych nabożeństw. Gospodarze starają się sprawiać wrażenie, jakby Bóg nadal wśród nich działał, ale to nieprawda. Widziałem tam tylu rozczarowanych chrześcijan! (...)
Ci wszyscy krytycy, którzy piszą negatywne rzeczy na temat Toronto, nie muszą już tracić na to czasu, ponieważ Boga w tym zborze od dawna nie ma - a im więcej kontrowersji na ten temat, tym więcej ciekawskich będzie się tam wybierać, żeby się przekonać na własne oczy i coś stamtąd odebrać. Szkoda ich zachodu, bo niczego tam nie ma, tylko niepotrzebnie wydadzą pieniądze. (...)
Ani Heidi Baker ani Brenda Kilpatrick nie głosiły Słowa, tylko krzyczały: luuuuuuusz! Huuuuuuuuuu! - przez cały czas trzęsąc się i wyginając. Było to przerywane od czasu do czasu opowieściami o misjonarskim życiu.
Pojechałem do Toronto, bo tak mnie poprowadził Duch Święty. Opisuję tylko to, co tam zobaczyłem.
Apostoł Paweł, który miał dar rozróżniania duchów, powiedział wierzącym w Koryncie, iż apostołowie nadużywający swojej władzy nad nimi i przyjęci przez nich jako prawdziwi, tak naprawdę byli sługami szatana. Koryntianie mieli wszystkie dary Ducha Świętego, ale brakowało im duchowego rozeznania, aby umieli rozpoznać, co pochodzi od diabła. Być może w Toronto naprawdę działał kiedyś Bóg, ale gdzieś po drodze udało się diabłu tam wkraść i to zniszczyć - przez ludzką pychę promującą fałszywe dary i manifestacje.
Bardzo cenię Mahesha Chavdę, który na początku wylania Ducha w Toronto ogłosił, iż jest to Boże poruszenie, ale teraz już nie działa tam Bóg - obecnie jest to diabelska podróbka. To jest po prostu demoniczne! (...)
Po tym, jak zobaczyłem na własne oczy Brendę Kilpatrick z Brownsville [Pensacola], która usługiwała na konferencji w Toronto i widziałem, jak się wygina, trzęsie, przemawia męskim głosem oraz wydaje z siebie dziwne dźwięki - przekonałem się, że to nie jest z Boga. Można to zweryfikować oglądając video z tych sesji pod adresem: www.tacf.org i klikając na "media" - pod jej imieniem wystarczy wejść na link, gdzie jest zarejestrowana jej usługa. To samo dotyczy Heidi Baker - przekonajcie się sami, o czym mówię. (...)
Podczas tych rock and rollowych spotkań w Toronto wydawało mi się, jakbym się cofnął do lat 70., kiedy to panowała psychodeliczna muzyka i narkotyki - dokładnie te grzechy, z których Bóg mnie wyrwał. Jeśli chodzi o pieśni uwielbiające, nie znałem słów - wyświetlali je tylko na końcu pieśni, a często w ogóle nie było żadnego podanego tekstu. Skoro nie chciało im się wyświetlać słów pieśni, to po co w ogóle ustawili tam te monitory? Byłem bardzo rozczarowany tym, że Boży lud nie mógł uwielbiać Pana nie znając śpiewanych tam refrenów.
Wydaje mi się, że cały ten hałas i zmysłowość towarzysząca muzyce o charakterze rockowym służyły temu, żeby ludzie nabrali przekonania, że dostali to, za co zapłacili. Większość spotkań to była po prostu rozrywka i przedstawienie, ale gdziekolwiek nie spojrzałem, widziałem rozczarowanych ludzi - choć nie brakowało również osób wykrzykujących i podskakujących niczym członkowie afrykańskich plemion pogańskich.
Być może Bóg działał kiedyś w Toronto, ale już Go tam nie ma. John Arnott powiedział, że ci, którzy zabrali ze sobą ten ogień do swoich zborów, stracili go w ciągu paru tygodni.(....)
Głównym punktem programu była modlitwa o otrzymanie "ojcowskiego błogosławieństwa", ale na video nie zostało pokazane, czy ktokolwiek je dostał. Zaległa cisza i kamery skoncentrowały się na grających muzykach; wtedy widz siłą rzeczy zastanawia się, czy w ogóle ktokolwiek otrzymał jakieś namaszczenie. Jeśli jacyś ludzie je przeżyli i zamanifestowali, zostałoby to niewątpliwie pokazane na tym filmie.
Czyli namaszczenie nie było obecne na tej konferencji. Pierwszego dnia modlono się o uczestników, aby je otrzymali, ale go tam nie było. Po prostu nakładano na nich ręce i modlono się o nich, lecz bez widocznego skutku. Wniosek z tego taki, że ludzie wydali niepotrzebnie pieniądze na tę konferencję, nie wziąwszy tego, po co przyjechali!
Nie radziłbym nikomu jechać do Toronto, po prostu niepotrzebnie wydacie pieniądze, a w zamian nie otrzymacie nic wartościowego, tylko jakieś cielesne i demoniczne doznania dzięki rock and rollowej muzyce - jeśli o to Wam chodzi, to proszę bardzo, jedźcie i przeżyjcie to sami.
Ale najpierw sprawdźcie poniższy link i obejrzyjcie nagrania z tej konferencji - odbyła się 2-5 października 2002.
Sami mówcy twierdzą, że to namaszczenie zrujnuje twój zbór i i reputację. To właśnie robi szatan - kradnie, zabija i niszczy. Namaszczenie z Toronto niszczy zbory zamiast je budować w Duchu Świętym:
www.tacf.org/livetv/livetv.html
Session C - Heidi Baker - October 3, 10:00 a.m.
Session D - Brenda Kilpatrick - October 3, 7:30 p.m.
Session E - John Pressdee - October 4, 10:00 - na początku tej sesji mówca z Anglii, który otrzymał "Toronto Blessing", trzęsie się i wygina, nie mając żadnego panowania nad swoją mową. Wygląda tak, jakby potrzebował uwolnienia od demonów.
Kobiety usługujące mówią o swoim mistrzu i Panu, ale pytanie brzmi: o którym to mistrzu i Panu mowa? Na pewno nie o Jezusie Chrystusie. Zbyt wyraźnie manifestują demony.
Miałem już tego dosyć i wróciłem do domu, a tam okazało się, że obecność Boża jest ze mną, a Jego namaszczenie było wyraźnie odczuwalne, gdy usiadłem za biurkiem, by napisać to świadectwo i umieścić je na mojej stronie internetowej."
To naprawdę smutne, że ludzie wierzący myślą, iż muszą odbywać "pielgrzymki" do "szczególnie namaszczonych miejsc", aby tam otrzymać Ducha Świętego! [por. Mat. 24:23-26]. Czyż Duch Święty nie działa na całym świecie, bez względu na to, gdzie się znajdujemy? Czy "ręka Pana jest za krótka"?
Jeszcze bardziej niepokojące jest zjawisko "uganiania się za namaszczeniem" (z rąk "namaszczonych proroków i apostołów") tych charyzmatyków, którzy już przeżyli chrzest w Duchu Świętym, otrzymali Jego dary i powinni tylko w tym wzrastać i dbać o swoje "napełnienie Duchem" - a nie otrzymywać jakiegoś ducha wciąż na nowo, jakby nic wcześniej od Boga nie odebrali. [por. I Kor. 11:4; I Jana 2:27 itp.].
Autor powyższego świadectwa też się do nich zalicza, ale mimo to jego obserwacje są jednak trafne. Oby więcej ludzi zechciało spojrzeć prawdzie w oczy!
Tłumaczyła i komentarzem opatrzyła Ewa S. Moen